W poszukiwaniu idealnego…kremu z borowików

W stolicy mieszkam od prawie 1,5 roku.
Podoba mi się tu bardzo, jednak równie „bardzo” tęsknię za Toruniem.
Tęsknie za toruńskim Starym Miastem, za zielenią, za tzw. korkami (które w porównaniu do warszawskich nie są zauważalne), za widokiem z „tarasu widokowego”, no i bardzo ale to bardzo tęsknie za krem z borowików podawanym w chlebku w restauracji Manekin.
Smaku tego kremu nic nie jest w stanie podbić, nawet ja sama, mimo wielu prób.
Szukam w Warszawie jego substytutu, jednak jeszcze mi się to nie udało.

Pierwsza nieudana próba była w Restauracji włoskiej Figga, w której byłyśmy z Zemfiorczką na testowaniu makaronów. Może lokal nie dostał od nas najwyższej oceny, ale myślę, że w 6 stopniowej skali otrzymałby 3+, a może nawet 4-.
Niestety kremem z prawdziwków się nie popisali ani trochę. Zamówiłam, spróbowałam łyżkę i odstawiłam. Smakował jak z torebki i pewnie z torebki był.

Zdjęcie robione komórką

Jadam zupy z torebek, lubię żurek czy barszczyk do krokiecików, ale zupy grzybowej z torebki nie przełknę. Owy krem zjadł LLordzik, któremu prawie wszystko smakuje.
Jedynym plusem było to, że później od LLordzikowej mamy dostałam słoiczek domowej zupy grzybowej, gdyż całą sytuację widziała i się zmartwiła, że nic na obiad wówczas nie zjadłam ;)

Drugie podejście było pewniakiem. Restauracja/Trattoria Boccone również wcześniej testowana z Zemfi, z oceną dużo wyższą niż wcześniejszej, no a krem podawany w chlebku.
Zupełnie jak w Toruniu!
Jak tylko zobaczyłam zdjęcie kremu wiedziałam, że to musi być to!

fot. pochodzi ze strony restauracji Boccone

Pierwszy zawód pojawił się na samym początku.
Porcja była naprawdę malutka, znaczy się malutka w porównaniu do tej toruńskiej.
No cóż, ale to urok stolicy- dwa razy drożej za dwa razy mniej.
Przeżyłabym jakoś ten fakt, gdyby nie smak zupy, która niestety też smakowała jak z torebki! Może nie aż tak bardzo jak ta z Figgi, ale jakiś tam posmak był. Jej gęstość była nie naturalna jakby powiedzieć taka gładka jedwabista, coś jak krochmal.

A smak…. Chciałam zjeść, ale nie mogłam. Tak jak pisałam wcześniej, zupy grzybowej z torebki nie zjem i już, nie znoszę. Każda inna, ale nie grzybowa.
No dobra nie znęcam się już dalej, bo znowu LLordzik, który był bardzo szczęśliwy bo zjadł swoją i moją porcję, powie, że chodzę i narzekam tylko. Trattoria Boccone nie popisała się kremem, ale na pasty będę tam chodzić z przyjemnością.

Aha, a Pan kelner co był poprzednio i Zemfi była zniesmaczona jego brudnym fartuszkiem, tym razem ubrał czarny i można powiedzieć, że był czysty ;)

p.s. wybaczcie za jakość zdjęć, światło było słabe, a zdjęcia z komórki.

0c6706cf77d954834dff19b181b8e931

Podziel się
Facebook
Pinterest
Powiadom znajomego

2 Responses

Dodaj komentarz