Spis treści
ToggleUrządzanie mieszkania spotyka większość z nas na pewnym etapie życia. W celu optymalizacji kosztów, zwłaszcza jeśli urządzamy całe mieszkanie lub mamy generalny remont, szukamy oszczędności. Ale na czym nie oszczędzać? Nie oszczędzać, bo zapłacimy podwójnie.
Postanowiłam napisać ten wpis, ponieważ sama urządzałam jakiś czas temu mieszkanie i już po pół roku wiedziałam, że prawdziwe jest powiedzonko, że pierwsze mieszkanie urządzamy dla wroga, drugie dla przyjaciela, a trzecie dla siebie. Ja przy urządzaniu swojego świeżo kupionego mieszkania i przy okazji generalnym remoncie jego popełniłam kilka błędów, którymi chcę się z Tobą podzielić. Chcę się podzielić przemyśleniami, a wręcz wnioskami, na czym nie oszczędzać.
Remont lub urządzanie mieszkania – na czym nie oszczędzać?
Nie oszczędzaj na farbie, kup taką zmywalną, zwłaszcza w kuchni, przedpokoju i w łazience. No nie, w sumie do całego mieszkania. Nie ma opcji byś nie pobrudził ścian. Wszędzie, nawet jeśli nie masz małych dzieci, które czasem mają wizję pokolorowania ścian kredkami. W przedpokoju buty, w kuchni i łazience brudne ręce, a w sypialni różne inne rzeczy ;) Niezwykle miło jest, gdy możesz ten brud zmyć.
Nie oszczędzaj również na materacu. Doceniam fakt, że mam dobrej jakości materac. W końcu podczas snu się regenerujemy i niewygodny materac może ten sen zaburzyć.
Nie oszczędzaj również na szafkach w łazience. Wierz mi wilgoć tam potrafi w ciekawy sposób powykręcać drzwiczki.
Nie oszczędzaj na baterii kuchennej i baterii do prysznica, czyli tzw. armaturze. Brak termostatu pod prysznicem może bardzo szybko uprzykrzyć Ci prysznic. Natomiast bateria kuchenna…. zardzewieć. I tak też się stało z moją.
Myślałam, że będę cwana i że kupując baterię na Allegro za połowę ceny tej która była w innych sklepach. Wybrałam co prawda tą samą, ale innej marki. I to był błąd, właśnie rozglądam się za nową. Czemu? Bo po pierwsze bateria ledwo trzyma się w zlewie, no tak chybocze na boli. Po drugie… zardzewiała. Tak po prostu, zardzewiała sobie i już…
Ten wpis powstał pod wpływem warsztatów na jakich byłam kilka dni temu. GROHE, producent zajefajnych baterii kuchennych i ogólnie całej armatury kuchennej i łazienkowej, zaprosił mnie na warsztaty, gdzie pokazał jak wielki błąd popełniłam. Mogłam naprawdę kupić świetną baterię kuchenną i dziś cieszyć się lekko lub mocno gazowaną wodą z kranu, który nie zardzewiałby mi po pół roku. Tak tak, wiem woda gazowana z kranu, lekka ekstrawagancja… ale moim zdaniem nie, bo ja lubię wodę lekko gazowaną i zamiast kupować ją w butelkach i sprawdzać czy mam jej zapas, nalewałabym sobie ją z kranu w kuchni. Poza tym po tym co widziałam, dotykałam i czytałam, to ta bateria w życiu by mi nie zardzewiała… tak jak moja… Ehe…
Na warsztatach pokazano nam system kuchenny GROHE Blue® Blue® Chilled & Sparkling, który prosto z kranu daje przefiltrowaną, schłodzoną i nasyconą gazem wodę. Niemożliwe? A jednak! No i woda jest naprawdę smaczna, mimo że jest z kranu. Osobiście jestem z tych, którzy nie szastają pieniędzmi i szukają oszczędności, by móc pozwolić sobie czasem na jakiś prezent lub mieć poduszkę bezpieczeństwa. Tu wiem, że na baterii nie powinnam oszczędzać, a ta woda z kranu, taka już do picia, to byłby nawet taki prezent dla samej siebie!
Zachęcam Cię do odwiedzenia strony GROCHE i poznanie zalet baterii GROHE BLUE, zwłaszcza jeśli cenimy design, jakość i ekologię. No i kiedy chcemy oszczędzać, bo mimo, że bateria nie należy do najtańszych to w rozrachunku rocznym oszczędzamy – zarówno wodę, jak i energię.
To nie były zwykłe warsztaty. Oprócz bawienia się baterią, słuchania o niej, a także picia wody, również gotowaliśmy. Naszym szefem był Grzegorz Łapanowski, a moim osobistym przewodnikiem w kulinarnych zmaganiach pewnie kucharz, którego wstyd się przyznać imienia nie pamiętam. Ale był tak śmieszny i fajny, że mi to wyleciało z głowy.
W grupie kilkunastu osób gotowaliśmy różne sałatki, zupę rybną i smażyliśmy pstrąga. Zupy rybnej nie znosiłam, ale ta… no mimo zwracania na to uwagi, nie czułam rybnego posmaku. Sałatki były pyszne, zwłaszcza moja i koleżanki z pary. Magdalena z bloga Moaa.pl, przygotowała rewelacyjny sos do sałatki (bo ten z przepisu Grzegorza zepsułyśmy w ciekawy sposób) – sos był na bazie masła orzechowego i był obłędny.
Nauczyłam się tam jeszcze jednej rzeczy – jak podać brukselkę jeśli ktoś twierdzi, że jej nie lubi. To proste – usuń głąb, rozdziel główki na listki i zblanszuj. Koniec. Już masz ciekawie podaną i bez brukselkowego smaku brukselkę :)
Dania oczywiście podaliśmy w piękny sposób, aż od samego patrzenia ciekła ślinka. Zresztą zobacz sam/a na poniższych zdjęciach.
Naprawdę się cieszę, że mogłam uczestniczyć w tych warsztatach, bo było śmiesznie, ciekawie i pouczająco – uświadomiłam sobie na czym nie oszczędzać urządzając i remontując mieszkanie. No i znam ciekawy sposób na podanie brukselki! Ha!