Czuję się jak na zesłaniu! W klitce z jednym oknem, harmonijką zamiast drzwi (z resztą ciągle zamkniętymi, ale o tym później) i zagraconej do granic możliwości. No bo jak tu pomieścić w jednym pokoju: stary pokój agi, drugie mieszkanie hrabiny mamy notabene którego już nie ma, biuro ojczyma i moje graty z piernikowa? Nie da się, wierzcie mi, choć ja muszę tego dokonać :/
O gotowaniu też mogę pomarzyć…Nawet nie, bo abym mogła myśleć muszę mieć przestrzeń a tu w tej graciarni się nie da. W kuchni hrabianki mamy strach czegokolwiek dotknąć, bo się pobrudzi, a jest przecież na pokaz. U babci…przemilczmy to. Jedynie mogę sobie coś ugotować rano, gdy jesteśmy z siostrą same. Ja sobie coś pichcę, a siostra wgryziona w moją nogę podąża za mną. BTW siostra to pies, a raczej szczeniak, ochrzczony przez hrabiankę mamę na swoje dziecko, idealne i kochane, więc niech tak będzie. Ja czarna owca, a szczeniak biała…pfu pfu biało-czarna ;-)
No, ale wracając do pichcenia. Na śniadanie to sobie nie ugotuję przecież niewiadomo jakiego wymyślnego dania, więc wymyślam coś szybkiego i prostego, co by na śniadanie się nadawało ;-) A, że teraz mam pełną lodówkę jedzenia, a nawet nie mam to tak zarządzam, że finito to mam, więc mogę czarować :) A czarować muszę, bo w tym wypierdkowie sklepy zaopatrzone jak za komuny, a i wszystkich niezbędnych sprzętów kuchennych też brak. Ale co tam, grunt, że dorwałam mozarelle! Jo, w Piotrze i Pawle na wyjeździe ją do dziadkowego kosza wrzuciłam :-) Mogę w końcu wypróbować jajeczne tosty z mozarellą! No dobra prawie mogę, bo nie mam tostera! Tak tak, już wspominałam o brakach sprzętowych. Jednak nie byłabym sobą gdybym czegoś nie wyeksperymntowała, zwłaszcza, że mam inne potrzebne rzeczy i co najważniejsze wszystkie składniki potrzebne do tych tostów, o! Bo mam i chleb, mam i jajka, no i tą mozarellę, notabene pierwszy raz w życiu ją spróbowałam. Jakie wrażenia? Orgazmu nie było po połknięciu jednej kulki (hmmm spytajmy co to jest, bo powoli zapominam), ale całe danie, wyeksperymentowane w kuchni hrabianki mamy było pyszne :)
To jak już wspomniałam zrobiłam coś ala Mozarella in carozza i Tosty w jajku zmałpowane od adrijah nazwałam to Jajka na chlebie z mozarellą :)
- 2 kromki razowego chleba
- 2 jajka
- 3 kuleczki(te małe) mozarelli
- pieprz, sól
W chlebie wyciąć okrągłe otwory(ja zrobiłam to kieliszkiem do koniaku). Chleb wrzucić rozgrzaną patelnię, do dziurki wbić jajko i przykryć pokrywką. Gdy góra sie lekko zetnie, przewrócić kromale na drugą stronę i obłożyć plasterkami mozarelli. Znów przykryć i podsmażać do ścięcia się sera. Wcinać na ciepło.
17 odpowiedzi
Moja Droga, za pierwszym razem nie zawsze jest orgazm. I nawet nie zawsze jest pożądany. Musisz rozpoznać ciało i wgryźć się w smak. Ja na początku z mozarellą też się nie lubiłam, ale jak zapodałam z łososiowym, tomatami, bazyleą z krzaka, oliwencjami i sokiem z limonki, to… mmmm chciałam więcej.
Aga, mniamusnie wygląda Twoje jedzonko! :)) Agatko, nie jestem za bardzo w temacie, ale zorientowałam się,że sie przeprowadziliscie tak? Nadal w Toruniu?
Pozdrawiam ciepło i uszy do góry!
był i drugi raz (z czego zdam oczywiście relacje ;) ) i też bez orgazmu :(
Majanko ja się nigdzie nie przeprowadziłam i nie zamierzam, oj nie ;) po prostu o wiele za wczesnie pojechałam na święta na stare śmiecie :/
a do Torunia zaproszenie nadal aktualne ;)
Tylko się nie zniechęcaj, „patrz na to wciąż od nowa” (by Smakosz ;)
Pyszne śniadanko :) Ja jakoś do śniadań mam małą inwencję twórczą, choć ostatnio się poprawia od czasu gdy chlebki sama piekę :)
Buziaki wieczorne :*
Jak pierwszy raz spróbowałem mozzarelli samej w sobie to miałem wrażenie, że jem gumę bez smaku;-) Tak jak pisze Oczka: z dodatkami ser dostaje kopa;-) Również korzystaliśmy z przepisu, który podała Adrijah i rzeczywiście orgazmu nie było, ale mimo tego mamy miłe wspomnienia związane z tą kanapką;-)Pozdrówka!
Ja z mozarellą też nie polubiłam się tak od razu. Była dla mnie mdła i bez smaku. Ale teraz nie wyobrażam sobie bez niej dobrego śniadania czy sałatki. Pyszna, zwłaszcza z pomidorem, świeżą bazylią, oliwą…Poezja smaku jak dla mnie:)Pozdrawiam ciepło :)
nie zniechęciłam się, bo mi pieczona posmakowała :) i dziś rano była powtórka z wczoraj :)
niestety ze świeżą bazylią i limonką muszę poczekać, w tym wypierdkowie nie ma takich specjałów ;)
Aga, acha, teraz juz rozumiem:)
Co do mozzarelli, ja ją uwielbiam od pierwszego razu. Ten pierwszy raz był z bazyleą, pomidorkami i oliwą, jedzona we Włoszech w 2006 roku w pięknej Umbrii. No pycha po prostu!
O własnie! Tak jak Andrzej pisze—> za pierwszym razem jak guma smakowała.
Ale potem…na kanapeczce ze smażonymi grzybkami, bazyleą i innymi dobrami na wyprawie kurkowej, była mmmm. No a potem jeszcze ten łosoś z całą dobrocią…
https://historie-kuchenne.blog.onet.pl/2,ID341041468,index.html
Nooo teraz to ja mozarellę mogę jeść ;))
Majanko :-)
Zemfi hehe Twój przepisik zapisany do wypróbowania po powrocie do Torunia, bo tu ani limonki, ani łososia ani bazylii nie dostanę ;)
p.s. ja teraz na bieżaco z Twoimi dankami, bom archiwum ostro czytam ;)
Ja sobie chętnie zrobię takie danko na śniedanko, bo mozzarellę kocham, tylko wędzoną troszkę mniej. Pozdrawiam serdecznie:))
Ale fajne żarełko :) I bardzo apetycznie podane :)
dziękuje Casiu :)
Robilam tosty in carozza, bardzo dobre, wlasnie mi o nich przypomnialas bo dawno ich nie robilam a je lubimy. :) Twoja modyfikacja rowniez zapowiada sie smacznie.
„Z Oczkiem na Malcie” hehe ;))
Notme spróbuj, smaczne :)
Zemfi a no byłam byłam ;)