Jestem leniem. Może nie śmierdzącym, ale lenistwo to moje 10-te imię (wcześniej jest kilka innych- Agata, Kurczak…). Podobno lenistwo to nic dobrego, ale wiecie co? Ja zaczęłam zauważać plusy lenistwa. Takie małe, jedne niewiele znaczące, inne nawet korzystne dla zdrowia. Grunt to to sobie uświadomić.
A jakie to ja znalazłam plusy lenistwa? Już Wam mówię.
1. Nie marnuję czasu na zakupy, łażenie po centrach handlowych, stanie w kolejkach i wkurzanie swojego lubego godzinnymi maratonami w czasie wyprzedaży. Jak mam sobie pomyśleć o przebieraniu w ciuchach, przeglądaniu wieszaków z ubraniami, a potem męczarniach w przebieralni to mi się odechciewa wszystkiego. Nie widzę sensu w mierzeniu ubrań dla samego mierzenia, a potem odkładania ich z powrotem na półkę. Jeśli już jestem na zakupach to wchodzę do sklepu, rozglądam się i jeśli nic nie krzyknie do mnie “Bierz mnie!” to nawet nie podchodzę. Jeśli już coś krzyknie to dokładnie to oglądam, analizuję czy będzie pasować i jeśli jestem pewna na 90%, że: podoba mi się to, będzie na mnie leżeć, a cena mi odpowiada to dopiero wtedy to mierzę. Zalety są dwie- nie marnuję czasu, którego i tak nie mam, no i nie wydaję pieniędzy.Ponieważ jednak jestem kobietą i lubię nowe fatałaszki to robię zakupy przez Internet. Lata praktyki sprawiły, że mam swoje ulubione sklepy internetowe, w których wiem jaki rozmiar będzie na mnie dobry i jakiej jakości mogę się spodziewać.
Niestety jest tu też mała wada- kupuję hurtowo (bo jak już płace za przesyłkę…) i czasem nie trafię z rozmiarem przez coi wydaję dodatkowe pieniądze za zwrot (dzięki Ci Answear i Zalando za darmowe zwroty!)
2. Z tą niechęcią do zakupów wiąże się tez druga zaleta. Jak już kupuję sprawdzone rzeczy pierwszej potrzeby to nie po jednej sztuce, tylko po kilka. Mleczko, waciki, serki wiejskie, szampon itd. Dzięki temu nie ma płaczu jak coś się skończy– zawsze mam w zapasie, wyciągam tylko z szafki i spokojnie mogę zmyć makijaż czy umyć włosy.Tak, wiem, zagracam swoją przestrzeń życiową, ale z tym ciężko jest mi walczyć, jestem nie tylko kurczakiem, ale i chomikiem.
3. Dzięki lenistwu przestałam słodzić kawę. Nie do wiary co nie? Ale taki jest fakt. Wcześniej, gdy używałam słodzików w tabletkach było prosto. Wsypywałam kawę, zalewałam wodą i siup pastylka do kubka. Gdy przerzuciłam się na ksylitol i musiałam wykonywać dodatkowe czynności (wziąć czystą łyżeczkę, otworzyć zapachną szafkę- kawę też muszę mieć w zapasie, otworzyć pojemnik z ksylitolem, wsypać ksylitol do kubka, zamknąć pojemnik, upchać go z powrotem w szafce) nie świadomie przestałam słodzić. Sama w to nie wierzę, ale niedawno to sobie uświadomiłam. To ci dopiero plus – zdrowiej i dupa nie otrzymuje dodatkowych kalorii.
4. Rzadko jest tak, że po zakupach rozpakowuję torby/paczki od razu. Leżą sobie i czekają na swój czas. Ja to nazywam nabieraniem mocy. Taka przesyłka może przeleżeć nie rozpakowana w szafie kilka tygodni, a jak już ją znajdę i otworzę to mam miła niespodziankę- nowy ciuszek. Jak miło i to bez zakupów – już ich nie pamiętam ;)
5. Sprzątanie… No cóż to też nie jest moja mocna strona. Ale to ma swoje plusy. Nie potrzebuję mieć w domu zwierzaka, kotki same się robią w kątach mieszkania. Mam zwierzaki, które nie wołają o jedzenie, wyprowadzenie czy uwagę. Ponadto jak już zacznę sprzątać to na samą myśl ile mnie roboty czeka robi mi się nie dobrze. Wtedy biorę wielki wór i wywalam co drugą rzecz. W ten sposób powiększam swoją przestrzeń życiową i jakoś daję żyć z tym moim chomikowaniem.Nie spożytkowaną energię na sprzątanie wykorzystuję na inne rzeczy- np. na siłownię – znowu lenistwo sprzyjające zdrowiu!
Jeszcze muszę znaleźć w tym moim lenistwie sposób na fajki i będzie pięknie :)
Jak widzicie z lenistwem można żyć, można z niego czerpać i podobnie jak z wadami, można je przekształcić w małe zalety. Szkoda tylko, że nie w każdym aspekcie tego lenistwa. Muszę nad tym popracować.